Nie mam wielkiego doświadczenia giełdowego. Do tej pory lokowałem oszczędności w funduszach inwestycyjnych, dostając po czterech literach przy okazji kolejnych kryzysów, niewiele na tym zarabiając. Pomyślałem, czy nie warto by jednak trochę pomnożyć oszczędności, bo fundusze jak mi się wydaje działają dość średnio (zwłaszcza w czasach kryzysów/bess).
Siedzę od tygodnia przed kompem i opracowuje stategie. Założenie są takie:
- Strategia opiera się na trendach.
- Portfel obejmuje ok. 20 walorów. Przewiduję, że 15 z nich to CFD na spółki WIG20 (5 odrzucę „na czuja”), 5 to inne (zapewne złoto, może jakieś futures na indeksy, może 1-2 pary walutowe). Nie biorę do portfela nic, co nie pozwala grać na spadki.
- Nie mam pomysłu na sensowniejsze portfolio management niż przeznaczanie po prostu 5% portfela na 1 pozycję. Jakieś podpowiedzi?
- Nie ma stop lossów. Nie udało mi się ich ustawić tak, by nie powodowały spadku zysku. Ale mam pojęcie o tym, jaki DD mi grozi.
- Transakcje dokonywane są rzadko. Nie mam czasu na daytrading, chcę dostawać z systemu info "jutro kup na otwarciu", kupować i zapominać.
Popisałem sobie w Amibrokerze, mam prosty system, który, sprawdzony dla testowego portfela daje RAR > 20 przy DD do 20%. Testowałem to na notowaniach historycznych. Walk-forward… ma jakiś sens? Chyba nie, skoro jest po kilka-kilkanaście transakcji rocznie.
Chętnie bym poznał Wasze zdanie, czy w ogóle jest sens się w to bawić.