Już tego Pana wklejałem w "Kurs złotego". Poczytajcie to. Aż się pojawia rogal na twarzy. Byle do wiosny
Dawka optymizmuW miarę rozwoju kryzysu, warto zapoznać się z pewną ciekawostką. Otóż, jak wynika z długiej historii giełdy amerykańskiej, największy dotychczasowy wzrost indeksu Dow Jones w okresie pięcioletnim miał miejsce w latach 1932-37, a więc rozpoczął się w trakcie Wielkiej Depresji lat 30.
Ta bezprecedensowa hossa miała swój początek w lipcu 1932 roku, kiedy średnia przemysłowa osiągnęła dno na wysokości 40,6 punktu, by w niespełna pięć lat zwiększyć swoją wartość prawie pięciokrotnie. Przyjmując dla porównania pełny okres 60 miesięcy, wzrost wyniósł 300 procent, licząc w poziomach zamknięcia poszczególnych miesięcy. Na kolejnych miejscach (jeżeli chodzi o wzrosty w takim samym czasie) znajdują się: szalone lata 20. (wzrost o 265 procent), hossa lat 80. (wzrost o 218 procent) oraz stosunkowo niedawny rynek byka z lat 90. (wzrost o 203 procent).
Zasada wydaje się prosta. Największe wzrosty na giełdach następują podczas długiego prosperity albo są reakcją na poprawę sytuacji gospodarczej po skrajnym niedowartościowaniu cen akcji w czasie kryzysu gospodarczego. Niedoszacowanie to jest oczywiście tym głębsze, im większe występują problemy.
Specyfika dzisiejszej sytuacji powoduje, że prawdopodobieństwo takiego właśnie scenariusza jest znaczące. Zapętlenie się kłopotów powinno doprowadzić do skrajnego niedowartościowania i wydaje się, że jest to proces nieunikniony. Rynek po prostu musi swoje odchorować i jakiekolwiek interwencje, czy to monetarne czy fiskalne, nie są w stanie zmienić tego w istotnym stopniu. Z czasem, z pewnością okaże się, że kapitalizm przetrwał i wszystko wróci do normy, a inwestorzy będą świadkami następnej silnej hossy.
Jakie ryzyko wiąże się z takim scenariuszem? Potencjalnym zagrożeniem wydaje się być tu lekcja japońska z okresu tak zwanej straconej dekady. Po załamaniu się cen akcji i nieruchomości w latach 1990-92, indeks Nikkei znajduje się obecnie w pobliżu 8000 punktów, w porównaniu do rekordowych 39000, dziewiętnaście lat wcześniej. Występuje jednak bardzo istotna różnica pomiędzy ówczesnymi problemami Japonii i dzisiejszą sytuacją. Aktualna polityka fiskalna i monetarna (zwłaszcza Stanów Zjednoczonych) jest jednoznacznie nakierowana na zwalczenie deflacji poprzez ilościowy wzrost pieniądza, czego skutkiem w długim okresie powinna być inflacja. Jeżeli tak rzeczywiście by się stało, to akcje, będące tradycyjnie najlepszym zabezpieczeniem przed inflacją, szybko odzyskają swój blask.
Ogólne wnioski są następujące: czym głębszy i dłuższy będzie kryzys, tym bardziej niedowartościowany powinien być rynek akcji. W przypadku udanej próby powrotu do inflacji (niezależnie czy później wymknie się ona spod kontroli czy nie) na giełdach powinna wystąpić silna hossa. I jest to powód, dla którego sytuacja ta stworzy niebywałą szansę do kupna nadmiernie przecenionych, dobrych aktywów.
Powoli do celu