PARTNER SERWISU
mtllqtbu
wersacze

wersacze

Ostatnie 10 wpisów
Za ideologią ekologiczną stoją pieniądze i konkretny interes podobnie jak za wieloma innymi ideologiami w historii. Niemcy przodują w technologiach obracających się w okół energii odnawialnej i przeznaczają na badania w tym kierunku wielkie sumy. Jeszcze kilka lat temu połowa światowej populacji wiatraków stała w Niemczech :) Nie wiem jak jest teraz. Proporcje się pewnie powoli zmieniają. Trudno się więc dziwić, że tak silne jest tam lobby antyatomowe - po prostu mają w ofercie pewien towar eksportowy i chcą go sprzedać, a aby sprzedać należy wykreować popyt poprzez ekologiczną propagandę, politykę strachu, odpowiednie działania w UE skierowane na to aby do takich inwestycji były dopłaty, aby ograniczyć emisje CO2 i udupić polską energetykę itd :) Niemiaszki zachowują się w sumie bezczelnie. najpierw narzucili nam limity CO2, które musimy kupować od tych, którzy maja nadwyżkę np. od Niemców (bo mają atomówki), a potem jak chcemy zmniejszyć ilosc emitowanego CO2 budując atomkówkę to sie oburzają... tyle brudnych sztuczek tylko po to aby sprzedać te swoje wiatraki...

W każdym razie jeśli chcą sprzedac swój towar na zewnątrz to muszą go sami stosować, żeby pokazać że jest ok :) W władza jest w stanie urobić swoich obywateli, postarszyć ich CO2 i atomówkami tak długo, az przyjmą do wiadomości podwyżkę cen prądu.

Poza tym Niemcy mają na to inną percepcje. Zarabiają 2x więcej od Polaków więc podwyżka stałych kosztów życia typu żywność czy np.. prąd jest dla nich dwa razy mniej odczuwalna niż dla Polaków. Za prąd i żywność każdy musi zapłacic... i Polak i Niemiec. Tyle, że jak prąd pójdzie x2 to Polak będzie musial zrezygnować z wczasów w Egipcie, a Niemiec zamiast do Tajlandii pojedzie do Egiptu i tyle :)

A w czym budowa elektrowni atomowej przeszkadza w modernizacji sieci przesyłowej (i jednoczesnym rozwoju energetyki odnawialnej) ? Poza tym co rozumiesz przez "będziemy do tyłu" ? A co się zmieni za kilka lat ? Zimna fuzja ? Wątpliwe.

Polska potrzebuje zdywersyfikowanych źródeł energii i 2-3 elektrownie atomowe by nam się przydały. Lęk przed atomówkami jest irracjonalny. Dotychczas energia atomowa przyczyniła się do śmierci kilkudziesięciu ludzi. W samych katastrofach górniczych zginęły całe tysiące. I w każdej chwili gzdieś na świecie z dużym prawdopodobieństwem mogą zginąć kolejni.

Moim zdaniem jakakolwiek reforma powinna rozpocząć się od przycięcia przywilejów emerytalnych co pozwoliłoby na gigantyczne oszczędności. A potem wprowadzić system, który obowiązuje w USA. Jakaś niska państwowa emerytura (mogłaby być równa dla wszystkich w myśl zasady, każdy ma równy żołądek - byłoby to tańsze rozwiązanie) dla wszystkich po spełnieniu wymogów dot stażu pracy i wieku. A II filar byłby fakultatywny, a aby zachęcić ludzi do oszczędzania mozna by było zaimplementować znaczące ulgi podatkowe dla oszczędzających i wydać kilka milionow na kampanie edukacyjno-propagandową... każdy miałby swoje konto i mógłby oszczędzać wg własnego uznania tyle, że nie mógłby tych pieniędzy wyjąć przed osiągnieciem wieku emerytalnego. A po jego osiągnięciu wieku emerytalnego mógłby kupić sobie za nie emeryture, grać nimi na giełdzie, żyć z odsetek z lokaty lub obligacji albo kupić nieruchomość i wynajmować ją... żeby wyrównać szanse starszych pracowników, rzad mógłby dofinansowywać ich drugi filar z budżetu w zależności od wieku, który mieli w momencie wprowadzenia reformy (chodzi o to, że 50-latek ma mniej czasu od 30-latka na oszczędzanie).


No i tyle. Każdy martwiłby się o siebie.

Z jednej strony nie ma dużej różnicy czy pieniążki idą do ZUSu czy do OFE, które i tak kupują za nie państwowe obligacje - bo i wirtualne zapisy w ZUSie i obligacje będziemy musieli wykupić ze swoich podatków, ale jest jedna różnica...

Zatrzymanie kasy w OFE zmusiłoby państwo do oszczędności i zmniejszenia deficytu bo nasze zadłużenie zbliża się do konstytucyjnych 55% PKB. Transfer hajsu do ZUSu pozwala na sprytne obejście tego progu. Bo przecież teoretycznie I filar państwowych emerytur nie ma nic wspólnego z zadłużeniem państwa, ale w praktyce państwo w ten sposób zwiększa zadłużenie na rzecz przyszłych emerytów, które spadnie na barki przyszłych podatników...


Czyli państwo robi to co zwykle gdy są problemy... zadłuża się i podwyższa podatki zamiast szukać oszczędności w cięciu wydatków. Następnym razem w razie takich problemów albo zniosą konstytucyjne ograniczenie zadłużenia do 55% PKB (w razie gdy rząd będzie miał wymaganą wiekszość) albo zdemontują OFE do końca, rozbijając bank...

Poprzednia górka zastała mnie na forum Skyscrapercity i pamiętam, że był tam taki gościu, który na długo przed kryzysem zaczął wieszczyć potężne BADABOOM.Założył ku temu nawet osobny temat. Bardzo mądrze pisał bo niewiele z tego rozumiałem. No, ale rozumiałem, że będzie źle. Bardzo źle. I przyznam, że wierzyłem mu bo lubię takie teorie spiskowe przeciwko większości i gdybym miał wtedy papiery to zacząłbym je sprzedawać czym prędzej. Mozna by powiedzieć, ze w sumie przepowiadał cos oczywistego bo bessa prędzej czy później musiała nastąpić, ale facet pisał, ze to będzie wyjątkowo silna zwała :) W mojej psychice jest taka dziwna siła, która każe mi być zawsze na przekór większości, popierając jakiś oszołomów z marginesu więc akurat nie boję się że dam się ponieść euforii i zabraknie mi asertywności, aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo. Ciekaw jestem jak będzie w praktyce. Na pewno warto o tym poczytać.




W teorii chyba łatwo przewidzieć, że rynek czeka zwała w perspektywie kilku miesięcy. Wystarczy, że bohaterowie sitcomów będą sie seryjnie dorabiali na giełdzie, taksówkarze będą doradzali "wchodzenie" w fundusze, wszyscy będą ogarnięci euforią, podczas gdy indeksy będą biły kolejne historyczne rekordy.. . gdzie tkwi haczyk ? I dlaczego doświadczeni inwestorzy też wtapiają w takich momentach ? Czy ta giełdowa euforia zaślepia także ich ? Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i jestem ciekaw jakie odczucia towarzyszą takim momentom.

Skoro spółka zajmuje się produkcją gier i jest blisko związana z forum to może podsunę kilka pomysłów na fajne superprodukcje, które na pewno odniosłyby spory sukces :)

Na rynku nie ma jeszcze żadnego crpga (jest jeden mmo, ale to nie to samo) osadzonego w klimatach warhammera. Warhammer to niesłychanie popularny świat fantasy, a zaletą Polski jest fakt, że nasz rynek papierowych rpgów był przez długi czas zmonopolizowany w dużej mierze przez młotka i wychowało się na nim mnóstwo fanów rpg w tym wielu świetnych mistrzów gry i osób czujących ten klimat. Bez problemu znajdziecie osoby, które obdarzyłyby grę klimatem i fabułą. Bez problemu znajdziecie także wielu nabywców w Polsce i na świecie. Problemem jest tylko licencja na świat. Mechanika walki jest już w sumie gotowa (na to nie trzeba mieć licencji bo zasady gier nie są chronione przez prawo autorskie). Wg mnie to murowany hit.

Druga rzecz, której nie ma na rynku to strategia wojenna (druga wojna światowa) w czasie rzeczywistym ala Close Combat (i Combat Mission). Strategia stawiająca na realizm bitwy (czyli np. realistyczne zasięgi dział czołgowych), a nie fajerwerki i widowiskowość jak w SuddenStrike czy jakiś Panzerach. Gracz dowodzi ekwiwalentem kompanii (gracz może sobie wybrać przynależność do konkretnej dywizji co będzie miało wpływ na rodzaje dostępnych jednostek i ich wygląd), podział na drużyny, duży wpływ morale i wyszkolenia, ciekawe mapy, dużo sprzetu, ciekawe tryby multiplayer takie jak bitwy kilku graczy naraz w drużynach (Niemcy vs Rosjanie) czy kampanie składające się z serii starć pomiędzy dwoma graczami (np. kampania przedstawiająca bitwę na łuku kurskim składająca się z kilku kolejnych map), podczas których ich oddziały zdobywają doświadczenie, medale, ponosza straty, otrzymują uzupełnienia. Obserwując wielki sukces World of Tanks, myślę że mozna by tu wprowadzić także elementy MMO. Np. gracz tworzy Grupę Bojową i po każdej bitwie w multiplayerze, jego żołnierze zdobywają doświadczenie, ulepszenia, medale, zmienia się ich wygląd, grupa dostaje punkty prestiżu (kasa) na dodatkowy sprzęt, do tego awanse itd. Po każdym wygranym starciu oddział ulega wzmocnieniu i mozna sie szykowac do kolejnej bitwy. Wg mnie tkwi tu duży potencjał.

Jak to jest z tą hossą ? Trochę mnie zastanawia jedna rzecz. Zakładając, że nie będzie jakiegoś spektakularnego bankructwa albo wojny światowej, chyba da się przewidzieć kiedy mniej więcej należy się spodziewać zwały. Oczywiście poprzednia hossa była wyjątkowo spektakularna (tak samo jak bessa, która po niej nastąpiła) więc chyba należy się spodziewać że szczyt obecnej hossy będzie się znajdował w okolicach z 2008. Stąd ja właśnie troszkę przed tym poziomem zacząłbym się wyprzedawać i spokojnie czekał na zwałe, nawet jesli miałby minąć jeszcze rok. Zakładając taki scenariusz, szczyt hossy nastąpi gdzieś pod koniec 2012 roku (dla wielu będzie to zapewne koniec świata). Jakbym inwestował na giełdzie oszczędności swojego życia to pewnie na początku 2012 roku zaczynałbym wyprzedaż i ładował kasę w inwestycje wykazujące niską korelację z cenami akcji albo po prostu w obligacje i lokaty, a potem po prostu czekał na zwałe... nawet jeśli hossa miałaby przejśc najśmielsze oczekiwania i trwać jeszcze dwa lata. A potem teoretycznie wystarczyłoby poczekać na promocje, przez kolejne 3 lata korzystając z dobrodziejstw hossy, wycofując się w bezpieczne miejsce odpowiednio wcześnie.




Mam pytanie do znawców. Kurs Petrolinvestu spadł o 99%. Wiem, że akcje są sukcesywnie rozwadniane, ropy jak nie było tak nie ma podczas gdy odwierty kosztują... ale jak zachowałby się kurs gdyby nagle znaleźli tą ropę ? Jakieś przyzwoite złoża... ciekaw jestem ile można wygrać w tym kasynie. Ile warta byłaby akcja ? 50 ? 100 ? 200 zł ? Tak fundamentalnie oceniając.




Nie wiem czy to już bylo :)

Mam takie pytanie nowicjusza. Jak wygląda polityka dywidendowa KGHM ? Czy dywidenda jest wypłacana co roku ? Gdzie można znaleźć jej wysokość w latach ubiegłych?

No to będę się babral w gównie :)


Nie dam się biernie okradać i łupić przez złodziei:) Zastosuję najbrudniejszą sztuczkę aby osiągnąć cel i będę się starał budować środowisko, któremu będą przyświecały podobne ideały, a kiedyś na pewno pojawi się lider na tyle silny i przebiegły aby przeprowadzić niezbędne reformy.

Masz pewnie wiele racji.

Ciekawa ta strona o NZ. Licencje to własnie ta kolejna rzecz, którą chciałem poruszyć. Rozwala mnie to aby oprowadzać wycieczki po Starym Rynku trzeba mieć licencje przewodnika, która wymaga odbycia kilkumiesięcznego kursu, zdania egzaminu i zapłacenia za niego grubej kasy. Podobnie z usługami taksówkarskimi - gdyby uwolnić ten rynek ceny by spadły o połowę.. ale zainteresowani oczywiście protestują przeciwko... obniżeniu jakości usług :) Podobnie z państwową pocztą. Paczka na poczcie kosztuje 30 zł i trzeba pofatygować się do urzędu pocztowego. Zamawiając prywatnego kuriera zapłaciłem ostatnio 19 zl i przyjechał do mnie do domu odebrać paczkę...

Wg mnie aby konserwować obecny stan rzeczy wystarczają w Polsce czynniki wewnętrzne. Każdy coś ma i nie chce z tego zrezygnować. Wszyscy się wzajemnie okradają. Tyle, ze jedni mają z tego więcej, a inni mniej.. i tu wychodzi frajerstwo tych ostatnich. Np. studenci zamiast walczyć o reset systemu, zaciekle walczą o ulgi kolejowe czyli zaoszczędzenie kilku set złotych, utrwalając roszczeniowe postawy. Najzabawniejsze jest to, że to co zyskają dzisiaj, będą musieli oddać jutro powiększone o opłacenie biurokracji :) W tym samym czasie inni walczą o dziesiątki tysięcy z państwowej kasy :)


Fajna jest też ta częściowa odpłatność za usługi medyczne. Podoba mi się taki dualistyczny system i sam o tym myślałem.

A co do uspołkowienia państwowoych przedsiębiorstw to u nas ten proces też ma miejsce tu i ówdzie - podobnie jak wówczas w NZ. Przecież małoperspektywiczne dotychczas PKP Cargo zaczęło ostatnio przynosić zyski... dlaczego ? Bo zwolniono połowę pracowników i zrestrukturyzowano strukturę przedsiębiorstwa.

Ale to prawda. Do przeprowadzenia reform potrzeba niewątpliwie kogoś wielkiego i przebiegłego - nie wątpię, że w Polsce jest aktualnie wielu takich ludzi. Problem w tym aby któryś z nich wziął się za politykę. ..

siekoo napisał(a):
wersacze, doskonale wpasowujesz sie ogolnego obrazka polityka. ja pytam o oszczednosci, a Ty w pierwszym zdaniu o akcyzie z ziola. a moze by tak zmniejszyc parlament o 360 poslow i 100 senatorow? wprowadzic odpowiedzialnosc za podejmowane decyzje? zlikwidowac immunitet? wprowadzic JMW? uproscic przepisy podatkowe? zabrac sie za zwiazki zawodowe rozpirzajace coraz to kolejny zaklad? ile czasu zabiera napisanie kilkunastu punktow? a wlasciwie wykreslenia kilku?


A gdybym napisał o niej w ostatnim zdaniu to czy to by cokolwiek zmieniło ? Wolę aby zyski ze sprzedaży stosunkowo nieszkodliwej używki trafiały do budżetu państwa, a nie do handlarzy. Pozwoliłoby to zmniejszyć deficyt budżetowy :)

Zmniejszenie parlamentu o 100 posłow przyniosłoby co prawda pewne niewielkie oszczędności, ale to jest pic na wodę. Myslałem, że chodzi o poważne oszczędności, a nie kilkanaście milionów. Nie żebym lekceważył kilkanaście milionów bo oszczędności trzeba szukać wszędzie, ale to jest typowe hasło pod publiczkę - bo zmniejszenie parlamentu to postulat, który poprze 99% Polaków.... ale posłowie i tak go ostatecznie nie wprowadzą bo to by naruszało ich poważne interesy. Żaden posel nie poprze czegoś co naruszałoby jego poważne interesy. Powiem więcej. Prawie nikt nie poprze czegoś co narusza jego interesy... i wy także :)

Odpowiedzialność za podejmowane decyzje ? Jak ona miałaby wyglądać ? Odpowiedzialność finansowa ? To jest science-fiction. Kto by egzekwował tą odpowiedzialność ?

Likwidacja immunitetu ? Ogólnie staram sie nie dyskutować o niczym co nie ma związku z gospodarką, a immunitet ma jedynie taki związek, że budżet by zyskał pewnie ileś tam tysięcy z mandatów :) Immunitet mi zwisa i powiewa.

JMW ? chodzi o Jednomandatowe Okregi Wyborcze ? Kolejne banalne hasełko PO. Pic na wodę pod publiczkę. W moim przekonaniu jeszcze bardziej zsocjalizowałby kraj bo politycy liberalni zostali by pozbawieni nawet teoretycznych szans na elekcję. W systemie proporcjonalnym, zakładając, że 15% społeczeństwa jest nastawiona proliberalnie, prorynkowo, ugrupowanie prawdziwie liberalne (nie mówie tu o PO), może liczyć w teorii na 15% głosów i 20% miejsc w Sejmie. W przypadku JOW, może liczyć na 15% głosów i 0-1% miejsc w Sejmie bo 70% zgarnie jedna partia socjalistyczna, 25% druga partia socjalistyczna, a 5% PSL i SLD w tych swoich matecznikach :) JOW promuje:
a) partie, które mają wiekszość (a większość społeczeństwa myśli socjalistycznie)
b) partie, których wyborcy są skoncentrowani w jakimś konkretnym regionie np. SLD ma jakieś powiaty na Podlasiu, PSL pewnie jest wyjatkowo mocny na jakiś pojenczych wsiach...

Przecież to wprowadzenie progu wyborczego wyrzuciło poza nawias parlamentu liberałów. Wcześniej mogli oni liczyć na posiadanie kilku posłów i prezentacje swoich postulatów ludziom, na bycie aktywną opozycją z perspektywą coraz lepszych wyników. Próg ich zabił bo go nie przeskoczyli, a dzisiaj ludzie bojąc sie stracic głos, głosuja na PO... JOWy, jeszcze bardziej pogorszyłyby sytuacje. Polityka stałaby sie jeszcze gorsza w moim przekonaniu. Jeśli liberał miałby cos popierac to raczej zniesienie progu... przynajmniej na 2 kadencje aby do Sejmu dostało się kilkunastu polityków spoza "czwórki" np. z UPR. To by im pozwoliło na prezentacje poglądów i zdobycie środków na działalność, przyzwyczajenie do siebie ludzi, obecnosć w mediach itd.

Ok, to powiedz co Ty byś chciał zmienić i jak byś to widział ?

Nie wiem czy mnie dokładnie "przeczytałeś", ale w moim poście poświęciłem wiele miejsca na przeanalizowanie problemu jakim jest demokracja. Problemem są nie tylko politycy, ale także społeczeństwo. Politycy mogą na różne sposoby oddziaływać na społeczeństwo, ale ostatecznie to społeczeństwo ma ostateczny wpływ na polityków. Aby cokolwiek przeprowadzić trzeba zdobyć poparcie jakiejś części wyborców i chociaż bierną akceptacje większości głosujących.

W polityce widzę dwie złe ścieżki. Pierwsza to postpolityka... to polityk-produkt, wytwór PR, którego celem samym w sobie jest władza i zdobywanie poparcia. W PO nie dyskutuje się o zmianach i reformach tylko o sondażach, słupkach poparcia i o tym co można zrobić aby zdobyć procenty i poprawić wynik. Druga niewłaściwa ścieżka to droga jaką obrał UPR i JKM. Tutaj z kolei sondaż i poparcie nie jest w ogóle ważne bo liczy się radykalna i wyjątkowa idea - my jesteśmy mądrzy, a reszta to... stado baranów. To są dwa końce tej samej skali, ale moim zdaniem prawdziwa wartość leży po środku. Bo o ile mainstremowe partie potrafią zdobywać poparcie, ale zapomniały do czego ono służy, to takie UPR może i wie co należałoby zrobić z poparciem, ale nie wie jak je zdobyć, głosząc radykalne hasła, często całkowicie absurdalne i oderwane od rzeczywistości - strasząc ludzi.

Właściwa droga wiedzie gdzieś po środku tej skali. Należy też zrozumieć fakt, że nie można mieć wszystkiego, a już na pewno nie można mieć wszystkiego od razu. Byłbyś bardziej radykalny ? Ja się spodziewałem, że wizje zwolnienia 20% biurokratów uznasz za fantastykę jako coś niemożliwego :) Bo faktycznie byłoby to bardzo trudne - w demokracji.

Jeśli ktoś snuje wizje zbawienia gospodarki przez jakieś rewolucyjne zmiany, to jest naiwniakiem bo zakładać trzeba to co jest realne i da się zrobić (zakładanie wprowadzenia jednokadencyjności to naiwniactwo bo zakładamy, że poslowie zagłosują przeciwko sobie).

Jeśli chodzi o sposoby wyjścia z biedy to znam jeszcze kilka:
- nakraść się (bardzo popularny sposób w Polsce lat 90')
- dobrze się wżenić (osobiście znam przypadek gościa, który wżenił się w rodzinę kontrolującą spółkę z Wig20 i mniejszą spółeczke, która miała wejść na giełdę, ale nie weszła).
- być jedynakiem z minimum dwoma bezdzietnymi wujkami :)
- wygrać na giełdzie grube miliony. Prawdopodobieństwo o niebo większe niż w lotto, ale trzeba dużo dużo więcej zainwestować w "kupony" bo 2 zł nie wystarczy :)
- jechać do milionerów (trzech moich znajomych siedziało przed Urbańskim więc mieli milion w zasiegu ręki).


Jeśli chodzi o zmiany w Polsce to takie fora są pełne świetnych pomysłów. Problemem jest ich wprowadzenie w życie w praktyce, zbudowanie woli politycznej. Nie wierzę w ugrupowania, które chcą wszystkim zrobić dobrze i dbać o wszystkich Polaków. Polityka to brutalna gra interesów i aby coś ugrać, trzeba zmobilizować grupę interesu, grupę nacisku, tak jak potrafili zrobić to górnicy, rolnicy czy choćby budżetówka - trzeba też dyscypliny wyborczej taką jak reprezentują emeryci :) Jak ktoś z was kiedyś weźmie udział np. w choćby i wyborach do rad osiedli to zrozumie, że najlepszymi wyborcami są właśnie emeryci. Nie ma co zawracać dupy jakimś 20-40 latkom - ich to nie obchodzi, nie mają czasu na takie bzdety :) Lepiej uderzyć do 60-70 letnich babć bo one wysłuchają, ucieszą się że ktoś się nimi zainteresował, a potem zachęcą do głosowania wszystkie swoje sąsiadki i oczywiście mężów.

Jeśli pokolenie mające obecnie 18-35 lat nie uświadomi co leży w jego interesie (a leży to aby kraj się zdrowo rozwijał, nie zadłużał i kiedyś wypłacił im jakieś emerytury albo chociaż pozwolił na samodzielne zaoszczędzenie na nie) i nie zacznie głosować, a w jakimś drobnym ułamku aktywnie działać, to sytuacja się nie zmieni. Osobiście podoba mi się działalność centrum Adama Smitha. To jest właśnie jedna z tych działalności, o której mówię.

Gdy już powstanie jakiś szerszy elektorat zdający sobie sprawę z problemu to będzie potrzebna akcja informacyjna, aby uświadomić ludziom konieczność oszczędności i cięć - po to aby przygotować ich psychicznie :) A następnie będzie trzeba wprowadzić radykalne cięcia wydatków i reformy, koniecznie jednoczesnym obniżeniem podatków - najlepiej bezpośrednich, tak aby społeczeństwo widziało korelację między zmniejszeniem biurokracji, zwolnieniami w budżetówce, obcinaniem przywilejów, a grubością swojego portfela. Bo ludzie tego związku niestety nie widzą, a związki zawodowe i budżetówka są silne tylko wtedy kiedy czują poparcie społeczne - kiedy ludzie przynoszą im kanapki podczas "akcji" albo wyrażają poparcie dla ich żadań bo "ciężko pracują" :)


A gdzie szukać oszczędności ?

Najpierw był zalegalizował zielsko, nakładając na nie złodziejską akcyzę :) Łatwe pieniądze. Potem myślę, że należało by ciąć budżetówkę np. jak w Rosji zwolnić 20% urzędników. Zaznaczając oczywiście, że chodzi o tych z najmniejszym stażem, a reszta oczywiście dostanie podwyżki. A ci zwalniani gwarancje pierwszeństwa, gdyby zwolnił się jakiś etat w przyszłości. Zadanie trudne, ale nie niewykonalne. Jeśli w ciągu 20 lat biurokracja powiększyła się chyba z 4 krotnie to trudno dać wiarę, ze ci wszyscy ludzie są potrzebni :) To by oczywiście wymagało likwidacji wielu instytucji, a w przypadku reszty, ograniczenie ich obowiązków czy wymuszenie większej wydajności. Wszędzie widać potencjał. Największy chyba w e-biurokracji. Ale też np. w szkolnictwie. Do odstrzału 2xreligia, a liczbę reszty przedmiotów zmniejszyłbym o 2 godziny w wymiarze tygodniowym w zalezności od profilu klasy. W średniaku i tak jest zbyt dużo lekcji - młodzież powinna mieć czas na odrabianie lekcji i realizacje pasji. Na pocieszenie dałbym ekonomię, począwszy od gimnazjum.

Co do ZUSu. Podoba mi się prosty pomysł polegający na tym, że państwo gwarantuje każdemu, kto kończy np 65 lat i przepracował minimum ileś tam lat w gospodarce, jakąś minimalną emeryturę w wysokości np. pensji minimalnej, wypłacane prosto z budżetu z bieżących podatków. Obojetnie czy ktoś jest prezesem banku czy taksówkarzem - dostaje to 1000 zł i koniec. O resztę trzeba zadbać samemu. Problemem jest tylko transformacja jednego systemu w drugi - okres przejściowy.

KRUS - tutaj problem leży w tym, że dotacje unijne zabiły handel ziemią i zastopowały proces koncentracji gospodarstw rolnych. Drobni rolnicy trzymają ziemie, zgarniają dotację, nieoficjalnie ja np. dzierżawiąc i pracując czesto poza rolnictwem. Gdyby w Polsce powstawaly duże towarowe gospodarstwa, a reszta wsi pozbywała się ziemi, znajdując pracę poza rolnictwem to problem KRUSu powoli dojrzewałby do rozwiązania. A tak mamy chorą sytuację, którą trudno rozwiązać.

W przypadku tej umowy na linii państwo-obywatel. Ja bym sie bardziej przychylał do sformułowania użytego przez Durczoka 2 tygodnie temu w TVN24 "społeczna umowa międzypokoleniowa". Wg mnie to sformułowanie lepiej obrazuje sytuacje. To jest umowa zawierana z pokoleniem, którego jeszcze nie ma na świecie - obciążamy je długiem, a gdy już zacznie ogarniać o co chodzi to machamy mu papierkiem przed nosem mówiąc, że przeciez mieliśmy umowę :) W tej umowie wierzyciele ustalają warunki z dłużnikami, którzy albo dopiero się narodzą albo nie mają jeszcze prawa wyborczego, albo jeszcze się uczą albo są młodzi i mają "wyjebane". I często "zawieranie tej umowy" przypomina raczej wymuszenie rozbójnicze... tak postrzegam casus górników za czasów SLD jeszcze. Dodatkowo. Jesli nawet przyjąć, że taka umowa międzypokoleniowa istnieje to jesteśmy w sytuacji, w której jedno pokolenie wywiazuje się z umowy, mając świadomosć że gdy przyjdzie kolej na nich, kolejne pokolenie sie nie wywiąże bo nie będzie w stanie tego zrobić. To jest ten etap budowania piramidy, w którym zdajemy sobie sprawę , z tego że zostaniemy na lodzie. Jeśli chcemy dla siebie i swoich dzieci jakiejś normalnej przyszości - jeśli chcemy mieć w ogóle pieniądze na te dzieci (co wcale nie jest takie pewne w momencie kiedy musimy za coś żyć i jednocześnie oszczędzać na emeryturę - zresztą demografia mówi sama za siebie) to konieczne będą jak najszybsze reformy i pogwałcenie postanowień "międzypokoleniowej umowy. Im szybciej to nastąpi tym lepiej.

No i pięknie. Odpisywałem, odpisywalem i zjadło mi posta :)

No nic. Odpiszę jutro bo dzisiaj już czasu nie mam.

bldn napisał(a):
w tak komunistycznej partii, z pewnoscia ;)
powodzenia nie życze, bo większośc poglądów a'la SLD ;)

pozdrawiam blackeye


To niby do mnie ?

No cóż. Nie dziwi mnie to. Dla socjalisty ktoś kto chocby minimalnie odstaje od ich poglądów to liberał, a ktoś kto bardzo odstaje jest ultraliberałem :) No i vice versa. Dla dogmatycznego liberała, ktoś kto nie podziela jego poglądów niemalże w pełni to komunista (co jest absurdalne).

mila napisał(a):
noise:-) Nie wiem jakich dochodów oczekujesz w wieku senioralnym, ale według mojej analizy procent składany przy kwotowym zoptymalizowaniu składki świetnie zdaje egzamin. Przecież przy życiu "z procentu" masz około 3000 zł miesięcznie przy ledwie 700 zł z ZUS -a to przecież ponad 4 razy więcej. Jak dla mnie to rewelacyjny wynik - przecież procent składany to nic innego jak lokata bankowa a daje dużo więcej niż ZUS (no i nie tracisz zgromadzonego kapitału)..


Statystyczny Polak żyje 71 lat, ale statystyka kłamie. Statystyczny 65-latek dożywa dużo późniejszego wieku, a to 71 lat obejmuje także ludzi, którzy giną na długo przed emerytura. To tak samo jak ze średnią pensją :)

Poza tym te Twoje założenia co do ZUSu można skwitować kawałem o fizyku, chemiku i ekonomiście na bezludnej wyspie. Otóż są sobie fizyk, chemik i ekonomista na bezludnej wyspie i zastanawiają się jak otworzyć puszkę z konserwami, kiedy ekonomista stwierdza: "to proste, wystarczy założyć, ze mamy otwieracz".

Ty zakładasz, że wszystko jest proste bo wystarczyło po transformacji zlikwidować zusowską piramidę, a majątek z prywatyzacji przeznaczyć na wypłatę emerytur :) Ale niestety tak się nie stało, minęło 20 lat, a liczba emerytów wzrasta. Rozrasta się emerytalny elektorat i z każdym rokiem o zmiany będzie coraz trudniej. Spiralę zadłużenia będzie coraz trudniej powstrzymać bo coraz większą grupę elektoratu będą stanowić emeryci i ludzie zbliżający się do emerytury - zła sytuacje potęguje fakt, zdyscyplinowania emerytalnego elektoratu.


Nie ma co szukać idealnych, modelowych rozwiązań czy liczyć pieniądze, których nie ma i nigdy nie będzie. Trzeba optować za realistycznymi działaniami - zacząłbym od demontażu przywilejów emerytalnych, na początek dla górników, potem stopniowo dla całej reszty, przy akompaniamencie intensywnej kampanii medialnej :) A potem cała reszta... najpierw trzeba uzdrowić obecny system, aby potem można było dokonać jego stopniowego demontażu.

Alternatywą jest totalne bankructwo systemu, recesja i wielka bida, a resztą zrobi przyroda :) Wojny, zamieszki, choroby, brak lekarstw, deficyt żywności, wykończy słabych, chorych, niepełnosprawnych i starych. Zostaną zdrowi i młodzi, a z braku innych ciekawych form spędzania czasu i środków antykoncepcyjnych pojawią się masy dzieci :)

Można mówić, że nie ma na kogo głosować i dlatego właśnie sam wstąpiłem do PO i bawię się troche w politykę - bo inaczej tego nazwać nie można. W sumie to rzygam tymi ludźmi, którzy co chwila powtarzają, że "chcą zrobić coś dobrego dla Polski" i pewnie mnie wywalą za krytykę partii i nieprawomyślne poglądy prędzej czy później, ale przynajmniej próbuję coś zmienić i ratować swoją przyszłość :) A głosować będe mógł z czystym sumieniem na siebie :P jak zobaczycie kiedyś polityka, którego program polega w skrócie na zabraniu wszystkim wszystkiego, to na 99% będę to ja :) Ja w każdym bądź razie zachęcam do tego typu działalności jeśli ktoś znajduje trochę czasu w tygodniu. Na pewno lepsze to niż wylewanie swojej frustracji na forum, a może w pewnym momencie pojawi się masa krytyczna, środowisko polityczne, które coś zmieni...

siekoo napisał(a):
a jak ktos zarobi 200k? ile zostaje po podatku? ~130k?
owszem, zawsze oplaca sie zarobic wiecej, ale nie zawsze oplaca sie pracowac wiecej Shame on you
osoba, ktora policzy sobie co traci (czas z rodzina, czas na rozrywke, etc) pracujac dluzej w pewnym momencie powie sobie 'w dupie to mam - pracuje 2x ciezej dostaje 30% wiecej, z czego polowe musze oddac, dzieci widze rano jak jeszcze spia, i wieczorem jak juz spia...'.

edit:
@mila, znowu mnie uprzedziles blackeye


A czy w życiu chodzi tylko o pracę ? :) To chyba dobrze, że ktoś zamiast pracoholizmu wybiera rodzinę. Szczęścia nie przelicza się na złotówki, choć mogą one mu dopomóc.

Progresja jest wg mnie ok. W ogóle system podatkowy jest tak naprawdę mało ważny, a dyskusje podatek liniowy vs progresja są niepoważne. To taki fajny szyld, odwracający uwagę od najważniejszej sprawy tj. od wysokości podatków i poziomu fiskalizmu państwa.

Chodzi o to aby obciążenia były mniejsze aby wydatki państwa były mniejsze, a to kto ile płaci to już dyskusja bardziej światopoglądowa pt. co jest bardziej sprawiedliwe.

Tak naprawdę na początku trzeba założyć, że państwo ma jakiś poziom wydatków i trzeba sobie zadać pytanie na jakiej zasadzie obciążyć nimi obywateli - jak zebrać potrzebną sumę. Bardzo prostą metoda jest ryczałt - każdy określoną sumę. Dalej w skali jest podatek liniowy, no a jeszcze dalej progresja. Jeśli założymy, że do budżetu ma wpływać okreslona suma z podatków to dla biedniejszych progresja jest najkorzystniejsza, a ryczałt najmniej korzystny. Dlatego progresja jest ok. Każdy wie, że im więcej pieniędzy się ma, tym łatwiej jest mieć jeszcze więcej. Wolny kapitał pracuje dla siebie. Mniej zamożni ludzie powinni mieć możliwość wyjścia z biedy, dzięki mniejszemu opodatkowaniu. To jest wg mnie sprawiedliwe bo jeśli ktoś rodzi się biedny to nie jest to jego wina.

Kamil napisał(a):
Całujcie po rączkach najbogatszych. Wiem że w Stanach kilka % najbogatszych utrzymuje połowę budżetu(potrz. źródło). Bez nich cały budżet gruchnie. U nas zaakceptują 40%, zaakceptują 50%, ale jak powiecie 60% to wypną się tyłkami i emigrują do Luksemburga/na Cypr, a jak będzie trzeba to i na Antyle. Najbogatsi traktują podatki jako działalność patriotyczno charytatywną. Bardzo ładnie opisuje to przypowiastka o 10 facetach którzy idą na piwo (link)

Co do tego że teraz jesteśmy beneficjentem UE nie ma wątpliwości. Gorzej jeśli pod pozorem integracji będą zagarniać naszą suwerenność prawną i podatkową. To mozolny proces i ciężko będzie określić czy jesteśmy jeszcze Polską, czy terytorium zależnym Brukseli.


Mogę Cie zapewnić, że w w starożytnym Rzymie kilka procent właścicieli niewolników płaciło do budżetu dużo więcej niż ich niewolnicy, których było kilkukrotnie więcej :) Całujmy ich po rączkach.

Absurdalne rozumowanie. Żyjemy w pewnym systemie i ew. bogactwo jest efektem nie tylko naszej pracy, ale także dobrodziejstwem SYSTEMU tj. społeczeństwa. Bill Gates stał się miliarderem bo żył w kraju, który zapewnił mu bezpieczeństwo (żołnierze, policja), przyzwoitą edukację (choć wiem, że przerwal studia) i przede wszystkim kompetentnych pracowników - bez nich nic by nie osiagął. W tym systemie jest miliarderem, sam na bezludnej wyspie byłby nikim... ba, nawet rodząc sie w jakimś afrykańskim państwie czy nawet meksyku, byłby prawdopodobnie nikim. Sama własna praca to niezbędny element układanki, ale to społeczeństwo potęguje jej efekty, czasem do naprawdę absurdalnych rozmiarów. Wysokie podatki dla najbogatszych to po prostu uczciwa opłata ponoszona na rzecz społeczeństwa za możliwość korzystania z możliwości jakie daje. Także taki np. Brad Pitt czy jakikolwiek inny aktor też byłby nikim gdyby nie widzowie... publiczność.

A to o tej działalnosci patriotyczno-charytatywnej mnie rozwaliło na łopatki. Najbogatsi po prostu władają krajem :) Najlepiej widać to właśnie w Stanach...

Lorenzo napisał(a):
Odnosząc się do tytułu wątku, chciałbym powiedzieć, że w moim przekonaniu nie ważne jest jak daleka jest wizja bankructwa, ale sam fakt zmierzania ku niemu. A cały wysiłek europejskich polityków (gdzie "polityk" zaczyna oznaczać człowieka żyjącego z biurokracji i nie robiącego nic poza wymyślaniem powodów do utrzymywania tejże biurokracji) idzie w kierunku odsunięcia w czasie nieuchronnego bankructwa, a nie zmiany kierunku (z 'bankructwo' na 'spłacenie w całości długu publicznego'). W moim przekonaniu istotne byłyby samo odwrócenie kierunku i nie ważne czy kraj (PRL czy jakiś inny) planowałby wyjście z długu w ciągu 5, 50 czy nawet 100 lat, byleby kierunek był słuszny. A to co mamy, to permanentne zadłużanie się i zaciąganie kredytów na spłatę poprzednich - a jest tylko jedno możliwe zakończenie takiego procederu. To co mnie przeraża to fakt, że o ile większość wyborców rozumie konsekwencje takiego postępowania, to jednak wybiera ludzi, którzy dokładnie taką politykę fundują na szczeblu krajowym. Nie widzę możliwości otrzeźwienia, tzn ludzie zrozumieją co się dzieje, kiedy już będzie stanowczo za późno. Dlatego (w moim przekonaniu) Europa musi zbankrutować. Pytanie nie brzmi "czy" tylko "kiedy".
Prywatnie trzymam kciuki za jak najszybszy wzrost długu publicznego, tak żeby szybko i stanowczo przekroczyć poziom 55% PKB zanim nasi światli przywódcy wymyślą kolejne sztuczki z ukrywaniem długu. To i głosowanie na radykałów typu WiP.


Kiedyś spotkałem przed tablicą ze stawkami stypendium naukowego kolegę, prawicowca-liberała, z którym zaczęliśmy sobie rozmawiać o polityce. No i oczywiście zeszło na socjał i wydatki państwa, że górnicy, że rolnicy, że policjanci, że stypendia socjalne... i ja wtedy dodałem: "i stypendia naukowe". A on wtedy stwierdził: "Nie, stypendia naukowe nie bo nam się należy bo się dobrze uczyliśmy".

To samo, przepełnione hipokryzją myślenie, obserwowałem wiele razy później. Ludzie są za oszczędnościami budżetowymi do momentu, w którym nie zaczynają dotyczyć ich osobiście. Mam kolegów działających w pewnej "liberalnej" partii, którzy są przeciwko socjałowi, ale dotacje z UE na firmy są dobre bo... ułatwiają przedsiębiorczość :) No, a że sami właśnie starają się o dotacje to inna rzecz.

Oszczędności tak, ale nie moim kosztem.


To trochę przypomina syndrom NIMBYów (Not In My Back Yard), który w najbardziej klasycznej wersji dot. autostrad :) Każdy popiera budowanie autostrad, ale nikt nie chce ich mieć w swoim ogródku. Tylko, że syndrom NIMBY ma jeszcze logiczne podstawy bo autostrada może i daje korzyść wszystkim, ale dlaczego niektóre jednostki miałyby się poświęcać wyraźnie bardziej ? Ja tam bym bynajmniej nie chciał. Z kolei z powodu socjału traci 70-80% społeczeństwa w mniejszym lub większym stopniu, ale mimo to nikt z tych doraźnych korzyści nie chce zrezygnować w imię idei ich ogólnego demontażu, a wprost przeciwnie - każdy domaga się więcej i więcej... każdy popiera oszczędności, ale nie jego kosztem bo on, jego grupa, branża - zasługuje na specjalne traktowanie z pewnych ważnych powodów.

Informacje
Stopień: Ośmielony
Dołączył: 26 stycznia 2011
Ostatnia wizyta: 4 września 2014 20:26:35
Liczba wpisów: 18
[0,00% wszystkich postów / 0,00 postów dziennie]
Punkty respektu: 0

Na silniku Yet Another Forum.net wer. 1.9.1.8 (NET v2.0) - 2008-03-29
Copyright © 2003-2008 Yet Another Forum.net. All rights reserved.
Czas generowania strony: 0,537 sek.

btrltrbr
rbufxrsx
zfpfeifp
Portfel StockWatch
Data startu Różnica Wartość
Portfel 4 fazy rynku
01-01-2017 +77 403,86 zł +387,02% 97 403,86 zł
Portfel Dywidendowy
03-04-2020 +60 637,62 zł 254,44% 125 556,00 zł
Portfel ETF
01-12-2023 +4 212,35 zł 20,98% 24 333,09 zł
bhjmunjz
ugomivtv
cookie-monstah

Serwis wykorzystuje ciasteczka w celu ułatwienia korzystania i realizacji niektórych funkcjonalności takich jak automatyczne logowanie powracającego użytkownika czy odbieranie statystycznych o oglądalności. Użytkownik może wyłączyć w swojej przeglądarce internetowej opcję przyjmowania ciasteczek, lub dostosować ich ustawienia.

Dostosuj   Ukryj komunikat